Dolna Kalifornia - nieodkryty klejnot Meksyku!


5 mln lat temu aktywność sejsmiczna w rejonie uskoku San Andreas spowodowała oddzielenie się od kontynentu amerykańskiego wąskiego pasu lądu, tworząc Półwysep Kalifornijski, na którym zachowały się zarówno pasma górskie jak i pustynie. Przybijający do brzegów Dolnej Kalifornii Hiszpanie, w XVIII wieku sądzili, iż odkryli wyspę, bowiem odrębność względem reszty Meksyku, jak i amerykańskiej części Kalifornii czuć tutaj do dziś. Dziki półwysep, czyli północ kraju, nie jest zbyt popularnym kierunkiem, co dla mnie czyniło to miejsce podwójnie atrakcyjne.

okolice Mulege
Dolna Kalifornia, w języku hiszpańskim brzmi jakby lepiej: Baja California (czyt. Bacha - od Barbary) skromnie opisywana w literaturze przewodnikowej i przesadnie przypisywana amerykańskim emerytom. Zaledwie trzy ośrodki goszczą swojego znienawidzonego sąsiada. Jest to przygraniczna Tijuana, która staje się swoistym początkiem wycieczki po tej części Meksyku znajdującym koniec już w Ensenada. Oraz południowe resorty Cabo San Lucas oraz San Jose del Cabo. Pięciogwiazdkowe hotele, które uczyniły betonowe wybrzeże, ceny w dolarach i utrzymywanie klimatu pseudo meksykańskiego pod publiczkę do złudzenia przypominało nam atmosferę Cancun, której nie jestem sympatykiem. Dlatego wybierając się do Dolnej Kalifornii śmiało możecie wykreślić te miasta ze swojej listy. Reszta półwyspu, która rozciąga się między tymi dwoma nowoczesnymi kompleksami turystycznymi jest pełna tajemnic, dzika, surowa, odosobniona i piękna!

Droga nr 1
Meksykański Dziki Zachód doświadczyłam, pokonując blisko 1700 kilometrów, drogą nr 1, która łączy dwa krańce Półwyspu Kalifornijskiego, podzielonego na stany: południowy i północny dopiero w drugiej połowie XX wieku. Eksploracja terenu wskazała mi jak bardzo niedoceniany jest to obszar w podróżniczym świecie.

Prawdziwa przygoda z półwyspem zaczyna się po pokonaniu żmudnego i zatłoczonego odcinka między Tijuana a Ensenadą. Szosa meandruje miedzy wybrzeżami Pacyfiku i Zatoki Kalifornijskiej przecinając kilka majestatycznych pasm górskich. Czerwone zbocza wąwozów wyłaniające się zza szyby oraz kilometry cichych krajobrazów pustyni odwracają uwagę od niebezpiecznych zakrętów i wiraży. Mimo surowości warunków naturalnych dostojne okazy kaktusów królują nad tym jałowym terenem. Kamieniste boczne szlaki wiodą do sielankowych, pustych plaż i skalistych zatoczek. Niektóre atrakcje dostępne są tylko dla terenowych pick up, których tutaj nie brakuje. Pokonywanie trasy jest powolne, dlatego Dolna Kalifornia winna być celem podróży, a nie tylko jej elementem.

Szosę patroluje policja i wojsko, co kilkadziesiąt kilometrów napotkamy blokadę wojsko-policyjną, przy której zostaniemy zapytani o kierunek podróży, swoje pochodzenie. Czasami nastąpi przeszukanie auta przez policyjnego psa. Możemy tez liczyć na pomoc funkcjonariuszy nazywanych Angeles Verdes - Zielonymi Aniołami.. Droga nr 1 jest wymagająca, stacje benzynowe oraz bary są tylko w większych miastach. Panuje nieznośny upał, a prawdziwą zmorą regionu są wałęsające się dzikie krowy. Często szarego koloru, które całkowicie zlewają się z drogą. Największa ich aktywność przypada na zmierz, kiedy wychodzą z zacienionych terenów i dumnie paradują autostradą. Mimo wszelkich trudności trasa pozostaje w mojej pamięci jako najpiękniejsza droga w całym Meksyku, którą znów chętnie powtórzyłabym.

Kościół w San Ignacio

W głąb kalifornijskiego interioru udałam się w poszukiwaniu kolejnych przygód. Zaskoczyły mnie miasta. Kurz i beton ustępują miejsca zieleni w San Ignacio. Rześkie powiewy wiatru i odrobina cienia pozwalają odpocząć od wędrówki przez pustynię. Barokowa fasada idealnie symetrycznego Kościoła znajdującego się na rynku, jest uroczym przykładem architektury kolonialnej. Na północ i południe od miasta, w spalonych przez słońce górach czeka wiele jaskiń ozdobionych prehistorycznymi malowidłami. Na początku roku na pobliskiej lagunie, o tej samej nazwie co miasteczko - Laguna San Ignacio - można obserwować skupiska wielorybów, których wędrówka zza Koła Polarnego jest najdłuższą migracją w świecie ssaków. 
Dużo turystów w tym samym celu gromadzi się także w okolicach Guerrero Negro. Jednak wycieczki na lagunie Ojo de Libre totalnie zjadła komercja.  Zależało mi zobaczyć ssaki w oddanym szacunku dla natury.  I tak się też stało,  wypłynęłam małą łódka na wody laguny San Ignacio, przy zgaszonym silniku i w obecności tylko sternika mogłam oglądać wieloryby! Zobacz tutaj:  https://bit.ly/2JTrvXX

spotkanie z wielorybem na Lagunie San Ignacio

Kolejna bujną i zieloną oazą pośród pustynnego pejzażu jest miasto Mulege porośnięte palmami, zupełnie nie pasujące do reszty półwyspu, w pobliżu którego odnaleźliśmy piękne plaże i campingi. Doskonałym miejscem na kolejny przystanek jest Loreto, które oferuje znakomite warunki do nurkowania, pływania z maską, łowienia ryb, czy też pływania kajakiem. Ciekawa jest historia miasta, które przez blisko 130 lat było politycznym i religijnym sercem półwyspu. Zostało zrównane z ziemią w 1829 roku przez huragan, powoli zaczęło się odbudowywać. Co ciekawe, miejscowe wieże kościoła ufundował lokalny ksiądz, z pieniędzy, które wygrał w państwowej loterii.

zielona oaza Muelge

plaże Mulege

Dalej na południe rozciągają się wody o turkusowym kolorze i nieskazitelnie białym piasku.  Rajskie plaże w okolicach La Paz: Balandra i Tecolote opisałam na blogu: https://bit.ly/2yh5Ebr

Tecolote

Na uwagę zasługuje także stare misyjne miasteczko, Todos Santos, które leży niemal dokładnie na Zwrotniku Raka i wiedzie w poprzek półwyspu do La Paz. Urocze i kameralne miejsce, które pokochała bohema artysta. Malutkie centrum miasta jest bardzo kolorowe, przepełnione barami z rybnymi tacos. Dzikie plaże i ścieżki obrośnięte gajem palmowym prowadzące wprost do Oceanu. Tutaj też można zobaczyć płynące do lagun wieloryby.

Todos Santos

W poszukiwaniu fal udaliśmy się do Los Barriles, jednego z kilku centrum windsurfingu i kitesurfingu, w którym zawsze wieje wiatr. Jest gwarantem udanej zabawy.

okolice Los Barriles


Wyjątkowych miejsc na Półwyspie nie brakuje. Będę kolejno je opisywać na łamach mojego bloga, jak również podzielę się informacjami praktycznymi. Po zdjęciowe inspiracje zaglądajcie na fb i insta!


MM.





10 komentarzy:

  1. Wow, miejsce wydaje się zachwycające 😍 podglądanie wielorybów musiało robić niesamowite wrażenie! Też bym kiedyś chciała tego doświadczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Meksyk jest moim marzeniem które chyba zrealizuje w tym roku jeszvze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ściągnełam ten wpis myślami! :) Właśnie przy porannej kawie rozmawiałam w pracy o Kalifornii.. my little dream! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepięknie <3 Może akurat będzie to mój kiedunek na ten rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi podobało, świetny pomysł na kolejny wypad. Uważam jednak, że fajnie chociaz raz wpaść do Cancun na 3 dni, popławić się w luksusie i testować restauracje i bary. Ale moje serce wyrywa się do dzikich miejsc, natury, ciekawych miasteczek. Chętnie poczytam więcej, świetna propozycja.

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój post dał mi jeden wyraźny komunikat - Bacha wzywa :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje marzenie. Odwiedzić kiedyś ten piękny kawałek świata ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dolina robi wrażenie. Szczególnie te plaże Mulege. Nigdy nie widziałam takiego turkusu morza w połączeniu z bezchmurnym niebem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Marzenie! ;) Przepiękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne widoki. Zapisuję sobie Wasz blog. Może kiedyś dotrę w te rejony. Miał być ten kierunek w tym roku ale nie wyszło.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © MM en el mundo