Boliwia: koka - dar od bogów - żuj i pij?

Od niepamiętnych czasów koka jest bardzo ważnym elementem boliwijskiej kultury oraz historii. Ta popularna andyjska roślina to krasnodrzew pospolity. Inkowie nie tylko opanowali do perfekcji jej uprawę, ale też wynieśli kokę na ołtarze. Krążą o niej niezliczone legendy, m.in. Indianom miał ją przynieść syn boga słońca, Manco Capac, który w tajemniczych okolicznościach pojawił się na Wyspie Słońca (jezioro Titicaca). Również boginię miłości przedstawiono z liśćmi koki w dłoniach, a nawet sama Matka Boska miała zostać uratowana tą rośliną. 

Dobrodziejstwa koki pomogły Inkom budować w górach miasta, drogi oraz fortyfikacje. Jej właściwości wykorzystali także Hiszpanie podczas swojej inwazji, którzy szybko pojęli, że jej żucie zwiększy wydajność indiańskich robotników i przyczynili się do jej rozpowszechniania. 

Foto EFE, zdjęcie zapożyczone ze strony http://www.colombia.com/actualidad/nacionales/sdi/141321/el-congreso-busca-aprobar-la-coca-medicinal










Koka - cywilizacyjny fundament


Ta święta roślina nadal służy do celów odżywczych, duchowych, leczniczych oraz społecznych. Jest bardzo powszechna i można ją nabyć, legalnie, na każdym targowisku, w sklepie lub supermarkecie. Zakupione liście należy poddać "obróbce", czyli wysuszyć na słońcu, równomiernie z dwóch stron, by straciły nieco swojej wilgotności. Potem są już gotowe do zalania wrzątkiem i sporządzenia herbatki tzw. mate de coca lub do żucia. Aby ułatwić uwalnianie alkaloidów z rośliny Indianie łączą kokę z popiołem z quinoa, czyli komosy ryżowej. 

Lista zalet spożywania koki jest długa: dodaje sił, ma działania przeciwbólowe, reguluje ciśnienie, zmniejsza odczuwanie głodu, zimna, znieczula na troski i trudy, dostarcza niezbędnych witamin i minerałów, pomaga zachować zdrowe i białe zęby, wspomaga przemianę materii (przecież tutaj się jada tylko ziemniaki i mięso), łagodzi zmęczenie, senność, przedłuża życie, a nawet przedłuża aktywność seksualną. Nie dziwi zatem wykorzystywanie ich do produkcji kosmetyków, słodyczy, artykułów spożywczych, napoi energetycznych czy alkoholi. 

Indianie z Ameryki Południowej wierzą, że koka pozwala zbliżyć się do bogów, dlatego też szamanie wykorzystują roślinę do wszelkich ceremonii spirytystycznej. Jej liście ofiarowywane są m.in. Matce Ziemi - Pachamama, której to dziękuje się za pomyślność żniw i bogate zbiory. Przed włożeniem liści koki do ust Indianie odmawiają modlitwę. 

Koka towarzyszy w obrządkach pogrzebowych, bowiem zmarłą osobę spala się wraz z kilkoma woreczkami liści. Mieszkańcy jednej w wysp na jeziorze Titicaca - Taquile na powitanie zamiast uściśnięcia dłoni podają sobie liście koki. Kokę cenią górnicy, mieszkańcy Andów, a także turyści, którzy tutaj przybywają i mają problemy z aklimatyzacją (chorobą wysokościową). 


Koka, dziedzictwem narodowym 


Boliwia walkę z uprawianiem koki odbiera jako kolejną represje białych najeźdźców. Mieszkańców popiera sam prezydent, Evo Morales, który sprawuje już władzę trzecią kadencje. Lobbował w ONZ za legalizacją rośliny, a nawet wydalił z kraju ambasadora i agentów USA, którzy walczyli z narkotykami pod pretekstem szerzenia niepokoju w kraju.  Władze Boliwii po kilku latach intensywnych starań wywalczyli specjalny zapis komisji ds. Narkotyków ONZ, który zdekryminalizował  żucie liści koki. Do legalnych praktyk należy także konsumpcja, wykorzystywanie liści w naturalnym stanie dla kulturowych oraz medycznych celów, a także uprawa koki, handel nią oraz samo posiadanie. 

Coca no es droga - koka nie jest narkotykiem!

Koki nie należy mylić z kokaina. To prawda, że jednym z 14 czynnych alkaloidów jest kokaina, ale jej stężenie w liściach krasnodrzewu waha się pomiędzy 0,5 a 1 %. Żeby uzyskać 1 kg czystej kokainy potrzeba przetworzyć 200- 400 kg liści koki. Więc tylko żując kokę jest to niemożliwe.

Żujesz? Pijesz?

Koka łagodzi objawy choroby wysokościowej. Pomaga organizmowi przystosować się do ekstremalnych warunków. Było to nasze jedyne lekarstwo, gdy polegliśmy przy atakowaniu szczytu wulkanu Sajama, o czym przeczytasz tutaj: https://bit.ly/2ITsr1Z

W smaku liście koki są lekko gorzkie, raczej nieprzyjemne. Żuje się kilka lisków jednocześnie, po chwili dokłada nowe, a przeżute magazynuje się w jednym z policzków. Zostają trochę między zębami, kują w podniebienie zaraz po włożeniu do ust. Po jakiś czasie następuje dziwne drętwienie policzka i języka. Ma się trochę więcej energii.

Mate de coca jest za to moim faworytem. Przyjemny i łagodny smak. Trochę traci w wersji przemysłowej, gdy jest w saszetkach, w postaci herbaty ekspresowej.



Uwaga! Liście koki zakazane w Polsce! 

Kiedy już kończy się podróż po Boliwii, czy Peru chciałoby się zabrać liście koki znajomym do spróbowania, do użytku własnego (mmm herbatka) czy po prostu na pamiątkę. Niestety nie można. Chociaż wydaje się to absurdalne, grozi za to do 3 lat, sami przyznacie, że nie będzie wyglądało to najlepiej w papierach. Na nic potem próżne tłumaczenia. Ignorantia legis non excusat, czyli nieznajomość prawa, nie zwalnia z jego przestrzegania.

Zakaz wwożenia liści koki do Polski reguluje Ustawa z dnia 25 lipca 2005 o przeciwdziałaniu narkomanii. Dz.u. 2005 nr 179 poz. 1485
załącznik nr 1
1. Środki odkurzające grupy I-N
Lp. 109 "Koka liście"


Pozostaje cieszyć się smakiem koki tylko w podróżach po Boliwii i Peru.

MM. 





4 komentarze:

  1. Można przywieźć mate de coca expresową zapakowaną w oryginalną folię najlepiej z napisem, że na export na opakowaniu. Oczywiście nie w ilościach hurtowych :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro nie wolno to nie wolno, nie przepadam za środkami odurzającymi w żadnej postaci :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama nazwa iście dwuznaczna - dobrze, że wyjaśniasz! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Herbatka fajna ale lepiej nie ryzykować przywożąc ja do Polski

    OdpowiedzUsuń

Copyright © MM en el mundo