KUBA parę słów o naszej podróży - praktyczne informacje!






Na odkrywanie uroków wyspy przeznaczyliśmy grudniowe dni. Z założeniem spędzenia prawie każdego w innym miejscu. Nasz plan podróży opierał się o region Oriente, w szczególności jego zachodnią część. Odwiedziliśmy miasta takie jak Holguin i okolice (Mayari, Park Narodowy La Mensura, Playa Pesquero), Gibara oraz Bayamo. Udaliśmy się także do części wschodniej regionu, gdzie spędziliśmy dwa dni w Santiago de Cuba, dwa w Baracoa oraz odwiedziliśmy Park Alejandro Von Humboldta




W planowaniu wyprawy pomógł nam już dobór lotu, lecieliśmy dreamlinerem Lotu z Warszawy bezpośrednio do Holguin. Sam lot bez zastrzeżeń, trochę rozrywki pokładowej, odrobina snu, słabe jedzenie. Na pokładzie sami Polacy w przerażającej ilości, śmialiśmy się, że faktycznie lecimy w miejsce niedotknięte masową turystyką. Jednak towarzystwo tuż po wylądowaniu udało się w stronę autokarów różnych biur podróżniczych i ich pobyt polegał głównie na wypoczynku w kurortach.

A my? Formalności wjazdowe:  kontrola paszportowa- tutaj karta turysty tzw. tarjeta de turista oraz do wypełnienia już w samolocie Tarjeta Internacional de Embarque y Desembarqe, podstemplowaną należy zachować aż do dnia wylotu, obowiązkowo zrobiono nam zdjęcie, sympatyczna rozmowa z celnikiem, który ucieszył się z naszego hiszpańskiego i ruszamy. Czytaliśmy o zabezpieczeniu pieniężnym, biletach powrotnych etc, jednak na lotnisku nikt od nas nic takiego nie żądał...


Kilka słów o regionie:


Oriente-  część zachodnią zapamiętujemy jako imponujące równiny usiane królewskimi palmami. Prowincje, które obejmuje region to Holguin, któremu poświęciliśmy dużo uwagi, Granma, w której zaistnieliśmy, a także Las Tunas, gdzie nas zabrakło.


Część wschodnia regionu interesowała nas szczególnie. Wszak to tam były ukryte kolonialne perełki, Santiago, druga po Havanie metropolia, jednak bez społecznej renomy. Baracoa najstarsza i najdalej wysunięta osada na Kubie. Dodatkowo w otoczeniu kotliny górskiej i wilgotnych lasów tropikalnych. W tej części regionu poczuliśmy co znaczy upał i spiekota.


O tym regionie mówi się, że stanowi odrębną część wyspy, jest najbardziej zacofany. Wciąż jest mało dróg, a zachodnia część regionu ma charakter rolniczy, są uprawy trzciny cukrowej, widzieliśmy pastwiska. Pojedyncze gospodarstwa zajmują się uprawą kawy, czy drzew owocowych. 

Ale nie ulegajmy złudzeniom, to wciąż Kuba i na każdym kroku czuliśmy atmosferę wyspy. Żywiołowość, spontaniczność, życzliwość los cubanos rzucają się w oczy na pierwszy rzut. Zadziwia spokój, pogoda ducha, ekscytuje kubańska złożoność. Nie brakuje też erotyzmu, a na każdej ulicy prócz śmiechu słychać muzykę.  Kuba niewątpliwie jest wyspą pełną tajemnic... z pozoru nie ma tam warunków do życia, w sklepach puste półki, brak lekarstw, pieniędzy, a także swobody obywatelskiej. Jednak nikt nie chodzi głodny, nie ma bezdomnych, żebraków, a wszyscy są zdrowi. Kobiety podobnie jak w każdym kraju chodzą zadbane (każda ma manicure), dzieci w mundurkach wracają ze szkół, biją od nich śnieżnobiałe koszule z czerwoną chustą na szyi, nie brak też osób korzystających z telefonów komórkowych dobrych marek (np. iphone). W każdym barze leje się rum, wszyscy palą cygara, a kolejki za lodami sięgają kilometrów. Kubańczycy kochają kolejki, są one wszędzie. Przed barem, kantorem, bankiem, sklepem. A czekający w nich mieszkańcy wyspy są roześmiani i rozgadani. Życie domowe przenoszone jest na ulicę, domy z otwartymi drzwiami, a w każdym bujany fotel i telewizor. To stale powtarzający się element wyposażenia. Kolorowe domy, Kubańczycy, stare samochody to niesamowita impresja.




We wspomnieniach Kuby pozostaje też jej zapach, szczególnie ten z miast. Spaliny i benzyna, powiem szczerze, że po paru dniach spędzonych w Santiago i Baracoa w ustach pozostawał tylko nieprzyjemny smak spalin, było to męczące, również ubrania, włosy i skóra nabrały odpowiedniego zapachu... Myślę, że ekolodzy ubolewają nad tą częścią świata....


Samochody z lat pięćdziesiątych to sprawny sposób na poruszanie się po mieście, prawie każdy właściciel pojazdu chętnie Was gdzieś podwiezie (oczywiście licząc na zapłatę). Nie musimy czekać na taxi. Korzystaliśmy wielokrotnie, wcześniej uzgadniając cenę. Wnętrza aut bywają różne od bardzo dopieszczonych do praktycznie samej blachy, bez licznika, pasów, klamek etc... dziw bierze, że to jeździ. Stare auta spotkamy na każdej ulicy, gdyby ktoś stanął przy jednej z aparatem mógłby sfotografować kilkadziesiąt modeli.


Transport na Kubie:



Na dłuższe trasy taksówki, nie są tanie, ale jak w całej Ameryce tak i na Kubie istnieją taksówki kolektywne colectivo. Co to znaczy? Czeka się wraz z taksówkarzem na innych chętnych jadących w podobnym kierunku. Taksówka zwykle mieści na siedzeniu pasażera, obok kierowcy, dwie osoby i z tyłu cztery najlepiej, z dzieckiem na kolanach. Mowa oczywiście o normalnym samochodzie przeznaczonym dla 5 osób. Czasami współpasażerowie wysiadają po drodze i robi się trochę komfortowej, ale zwykle z miasta A do miasta B jedzie się w stałym gronie. Warto też nadmienić, że w Ameryce jest większe przyzwolenie na dotyk. Mniej szanuje się granice intymności. Tym samym całą drogę ktoś obok nas może dotykać swoim kolanem nasze i nie będzie to niestosowne, wręcz nie zwróci na to uwagi. Nie trzeba również dodawać, że o klimatyzacji można co najwyżej pomarzyć, czasami ratują otwarte okna- jeżeli się otwierają. Więc sama podróż taką taksówką jest przeżyciem.


Kuba to też podział na dwa światy. Jeden, naturalny stworzony dla miejscowych, drugi z myślą o turystach. Przykładem są autobusy, na przyjezdnych czeka firma viazul. Specjalnie stanowisko biletowe na ala dworcu, Pani prowadząca sprzedaż w białej koszuli. Autokar z klimatyzacją, przyciemniane szyby, wygodne, rozkładane fotele, uprzejmi i elegancko prezentujący się kierowcy, odjeżdżają nawet zgodnie z rozkładem. Miejscowi poruszają się przerobionymi na autobus ciężarówkami, chłodnicami etc.... Upchani jak przysłowiowe sardynki. Przed wejściem na "pokład" pomocnik kierowcy zbiera pieniądze. Oczywiście ich przejazd jest po stokroć tańszy od niebieskiej linii.




Waluta, a co za tym idzie i cena... tutaj turysta też zapłaci więcej. Jak wiecie na Kubie w obiegu są dwie waluty, oficjalna CUP, czyli peso kubańskie oraz CUC to waluta, którą wprowadzono na wyspie po wycofaniu z obiegu dolarów amerykańskich. Do bodajże 2004 roku, bez problemu można było wszędzie płacić w dolarach, teraz trzeba je wymienić na CUC, w kantorach pobierany jest 10% podatek. Dlatego bardziej opłaca się na wyspę zabrać euro. W restauracjach, barach można spotkać się z dwojakim zapisem ceny. Przez przypadek weszliśmy w posiadanie obydwu walut.



Kuba wyspa jak wulkan gorąca! I robi się gorąco człowiekowi, jeżeli chodzi o płatności. Nie wiemy skąd przekonanie, że to tania wyspa. Pewnie tania dla Kubańczyka, który dostaje wszystko za kartki i ceny dla niego są 25 razy tańsze przez walutę, którą operuje. Dla turysty, naszym zdaniem, Kuba jest droga. 


1 CUC wychodzi w przybliżeniu ok. 1 euro

CUC waluta dla turystów

CUP waluta miejscowa

Jedzenie: 


Posiłki w Casa Particulares wychodzą dużo. Za śniadanie płaciliśmy od 4-8 CUC, wszystko zależy od miejsca. 

Na mieście funkcjonują bary, gdzie możecie kupić kanapkę za połowę tej ceny, ale też jest to gorsze wydanie śniadania, albowiem kanapki są bardzo proste. Plaster szynki konserwowej i sera- zwykle. W niektórych miejscach dostaliśmy do tego szklankę soku wyciskanego. 
Są też małe bistro, a raczej knajpy szybkiej obsługi, gdzie kupicie kawałek pizzy, lub ryż z czarną fasolą i kurczakiem w cenie około 3 CUC. 
Jedzenie w restauracjach to wydatek średnio ok 10 CUC od osoby, oczywiście za danie główne. 



Czy jest coś taniego?

Owoce są tanie na targach, bazarach lub tak po prostu sprzedawane przez miejscowych. 

Rum i drinki z niego, czyli Mojito, lub Cuba Libre (poniżej). 


Skoro już była mowa o restauracjach jeszcze dość niecodzienny obrazek. Podczas naszego pobytu przed każda z jadłodajni stała miska z płynem do mycia rąk. Wyspa zmagała się z licznymi zachorowaniami na dur brzuszny oraz cholerę, stąd takie zaostrzone procedury. Z opisanego zestawu nie korzystaliśmy, bo budził w nas więcej niepokoju niż wieści o epidemii.

Opłata wyjazdowa:


Wróciliśmy z Kuby w grudniu 2015 roku, nikt od nas żadnej opłaty nie pobierał. Pytaliśmy nawet o nią celnika, powiedział, że została zniesiona. 

Transport:

Wspomniane autokary pod turystów też są drogie. Konkurencyjną firmą dla viazula jest transtur, ale za dłuższy przejazd kwoty sięgały rzędu 20 - 35 CUC od osoby. Często taniej wychodził taksówka colectivo, gdzie np. za przejazd z Holguin do Gibary kierowca chciał 100 CUC, co na zabranych 8 pasażerów wyszło 13 CUC za głowę. 

Wynajęcie samochodu: 

Oferują to tylko duże hotele na bardzo dziwnych zasadach. Czym dalej od Hawany tym trudniej o samochód. Trzeba rezerwować auto z wyprzedzeniem, po drugie płaci się w zależności od limitu kilometrów, jaki wybierzemy. Oczywiście ceny są wysokie i nie jest to naszym zdaniem opłacalne. Ponadto oznakowania dróg są bardzo słabe.

Internet:

Należy kupić kartę zdrapkę za 3-4 CUC i w miejscu, gdzie jest sieć połączyć się, a jako hasło podać kod ze zdrapki. Internet sprzedawany na godziny. 1 zdrapka równa się 1 godzina. Chodzi wolno, mozolnie, a miejsca, w których jest są tłumnie oblegane przez miejscowych. 

Noclegi: Casa Particulares oraz hotele



Znów temat rzeka, zależy jak traficie. My, przy bardzo dobrej znajomości hiszpańskiego nie wytargowaliśmy noclegu tańszego niż 15 CUC. Czym większe i turystyczne miasto tym ceny w casach idą w górę. Czasami, jak w jednym miejscu zostaje się dłużej lub np. będzie chciało korzystać z przydomowych posiłków właściciel obniża kwotę o parę CUC. Ceny hoteli też są kosmiczne, chyba, że trafia się jakaś promocja. 

Pierwszy hotel zarezerwowaliśmy jeszcze z Polski, o wrażeniach z niego przeczytacie w poście - relacja z Holguin.

Na wyspie funkcjonują wspomniane kwatery prywatne, Casa Particulares. Każdy dom, w którym są oferowane noclegi jest oznaczony małą przywieszką- jakby dwustronna kotwica w kwadraciku. Warunki różne, podobnie ceny. Najpierw wygórowana, kiedy odchodzimy zaczynają się negocjacje. Na wyspie znani są też naganiacze i tutaj uwaga! Osoby, które polecają nocleg czy wręcz chcą nas zaprowadzić w doskonale miejsce liczą sobie całkiem sporo, a zwykle odbywa się to bez naszej wiedzy. Po prostu do ceny noclegu właściciel dolicza prowizje dla naganiacza. Warto samemu szukać i pytać zawsze o właściciela domu i tylko z nim podejmować rozmowę o noclegu. W Baracoa przez mieszkanie właściciela przechodziliśmy do podwórka przy którym były dwa osobne pokoje ulokowane na parterze, a po przeciwnej stronie małego kwadratowego placu był kącik łazienkowy i wc. Prysznic oraz umywalka znajdowały się pod gołym niebem, na szczęście ktoś pomyślał o kotarze. Za każdym razem gdy wracaliśmy z miasta przechodziliśmy przez dom rodziny, która gotowała posiłki, jadła w kuchni, wywieszała pranie na podwórzu, oglądała tv, seniorka rodu zwykle tylko siedziała na bujanym fotelu w cieniu, a w okół biegały jej wnuki i prawnuki. O jakiejkolwiek intymności zarówno naszej jak i właścicieli kwatery nie było mowy.  Za to wielka serdeczność i pomoc we wszystkim.

Hotele natomiast mają dość wysokie ceny, nie idące w parze ze standardem. W połowie naszej przygody postanowiliśmy zażyć luksusów i spędziliśmy dwie noce w Hotelu Melia Santiago de Cuba, w promocji udało się za pokój/za dobę zapłacić 50 euro. Hotel zasługuje na wyróżnienie na naszej trasie. Mieliśmy do dyspozycji własną łazienkę, nieograniczony prąd, duże łóżko, czyste i suche ręczniki, a nawet wyżywienie. Co do kolacji to restauracja hotelowa była jedynym miejscem na Kubie, gdzie poproszono nas o elegancki strój na wieczór, przed wejściem na sale stał pan lustrujący zbliżających się gości. Udało nam się w naszych rzeczach odnaleźć długie spodnie i koszule, problem był z eleganckimi butami, jednak nikt nie zwrócił uwagi na nasze trampki. Kolacja w formie bufetu była bardzo urozmaicona. Młoda Kubanka przygrywała na fortepianie. Przez chwilę zapomniałam ze jestem na biednej Kubie. Wybór owoców, warzyw dań głównych, przystawek i deserów był ogromny. Wśród gości głównie grupy zorganizowane z europy: Niemcy, Hiszpanie etc. Na plus tego hotelu zasługuje też lokalizacja, cicho, spokojnie a jednoczenie bez problemu można było dostać się do centrum fundując sobie wycieczkę starym Chevroletem... Dodatkowo po zachodzie słońca z hotelowego okna mielimy cudny widok na Santiago de Cuba.


Kolejnym hotelem, który może poszczycić się cudnym widokiem na miasto jest Hotel Casa Granda. W tym przypadku nie musimy korzystać z oferty noclegowej, wystarczy udać się do hotelowego baru umieszczonego na dachu budynku. To właśnie z tego miejsca jest świetny widok na plac z katedrą w Santiago. Do tego Mojito i relaks w pełni. 



Nie sposób opowiadać o Kubie w paru zdaniach. Pora kończyć post, który miał być dopiero wstępem do tej niezwykłej krainy. Na finiszu potwierdzam obecność naszego fiata 126p zwanego maluszkiem na Kubańskich drogach oraz  jeszcze ciekawostka. Parasolki. Na wyspie prawie każda z pań spaceruje pod  parasolką przeciwdeszczową, zdaje się, że to Kubański sposób na ochronę przed słońcem.



MM








Copyright © MM en el mundo