Urugwaj: Cabo Polonio, czyli wydmy, lwy morskie i pingwiny!


Wyobraź sobie życie, które się toczy zgodnie z rytmem przypływów i odpływów oceanu. Gdzie czas zatrzymał się w miejscu, nie ma wygód w postaci bieżącej i ciepłej wody, nie ma prądu i internetu. Są natomiast puste plaże i autentyczne wioski rybackie. W departamencie Rocha odnajdziemy jedno z najpiękniejszych miejsc na atlantyckim wybrzeżu Urugwaju, cypel Cabo Polonio. 



Cabo Polonio to oaza spokoju, ukryta wśród wysokich piaszczystych wydm. Można tam dotrzeć tylko specjalnie przystosowaną ciężarówką, która przeważnie ma podwójne koła. Przejazd stanowi atrakcję samą w sobie, ciężarówka łagodnie kołyszę się w każdą stronę podczas jazdy, raz w górę, raz w dół. A dystans, który pokonuje to ok. 7 km. Dodatkowych wrażeń dostarcza także odcinek przejazdu wzdłuż linii brzegowej. 


Gdy w 1753 roku w tych okolicach rozbił się statek hiszpańskiego kapitana Josepha Polloniego, miasteczko zyskało swoją nazwę. Od tego czasu zaczęło przyciągać ludzi, najpierw, w latach 60 XX wieku osiedlili się rybacy, kilkanaście lat później Cabo Polonio stało się urugwajską stolicą kolorowej subkultury hipisów, których obecność czujemy do teraz. Obecnie cieszy się popularnością turystów z zagranicy, surferów,  a także zwolenników ekologicznego trybu życia.  


Skromne rybackie chatki, kolorowe fasady, flagi, hipisi sprzedający swoje ręczne wyroby, biegające dzieci i psy, taki obraz wita nas po wjechaniu do wioski. Jest żywo, kolorowo i beztrosko. Nie potrzeba tutaj ani zegarków, ani lusterek. Przyjeżdżające ciężarówki klaksonem dają znać o swojej obecności. Kiedy zbliża się godzina odjazdu pomocnik kierowcy głośno o tym informuje. 





Każdego dnia wodowóz bezpłatnie zaopatruje mieszkańców w pitną wodę. W tej części świata wody opadowe są wyjątkowo czyste, dlatego wykorzystuje się je do kąpieli w hostelach. Każdy dom posiada własną instalacje prysznicową, na którą składa się ogromny zbiornik na wodę umieszczony na dachu hostelu. Świecące cały dzień słońce ogrzewa wodę. Dlatego w wyznaczonych przez gospodarzy godzinach jest szansa na ciepły prysznic. 


W Cabo Polonio smacznie zjemy. Kilka restauracji wypełnia się przeważnie wieczorami. W menu królują świeże ryby, często złowione tego samego dnia. Dużo warzyw, makaronów, doskonale odnajdą się tutaj także roślinożercy. Klimatu dodają rozstawione pochodnie, których blask przyświeca konsumującym kolacje. Często ktoś przygrywa na gitarze, palą się ogniska przy restauracjach, można wygodnie usiąść i się relaksować. Z dala od cywilizacji uwolnić własne myśli. Gdzieniegdzie w powietrzu unosi się charakterystyczny zapach palonej marihuany, która w Urugwaju jest legalna, o czym pisaliśmy w poprzednim poście. 


Odcięte od świata, Cabo Polonio oraz jego czyste powietrze dostarczają doskonałe warunki do obserwacji nieba, tak intensywnie ciemne i gwiaździste. Zamiast Gwiazdy Polarnej zobaczymy Krzyż Południa. Tylko uważajcie, gdy zapada zmrok na polowanie wyruszają olbrzymie ropuchy! 


Rano, wśród uliczek roi się od pingwinów, których kusi zapach świeżych ryb dostarczanych do lokalnych restauracji. 



W ciągu dnia na wystających z morza skalnych kamieniach wygrzewają się całe kolonie lwów morskich. Niezliczona liczba osobników, których można obserwować bez końca, ich odgłosy, popisy akrobatyczne w wodzie, wspaniały widok! 





Dobrym punktem widokowym na całe Cabo Polonio jest latarnia morska. Szczególnie prezentują się tutejsze wydmy, które są najwyższymi wydmami piaszczystymi w całej Ameryce Południowej. Warto także zadać sobie trochę trudu i wybrać się na spacer po nich. 









DOJAZD! 

Do Cabo Polonio, a w zasadzie do głównej bramy Parku Narodowego Cabo Polonio kursuje autobus z dworca Tres Cruces w Montevideo. Za przejazd z firmą autobusową Rutas del Sol płaciliśmy 597 pesos w jedną stronę. 
Spod głównej siedziby Parku Cabo Polonio odjeżdżają specjalne ciężarówki wg rozkładu (zdjęcie z lutego 2017) przejazd to wydatek 218 pesos w dwie strony, dodatkowo 100 pesos za przewóz deski do surfingu.  




NOCLEGI!

Wybór hosteli jest spory, są dobrze oznaczone, jednak wioska cieszy się dużą popularnością, szczególnie w sezonie wakacyjnym pobliskich sąsiadów (Brazylii i Argentyny), czyli styczeń - luty, wtedy też najciężej o nocleg. Niestety mimo skromnych warunków hostelowych ceny noclegów są wysokie. Najtaniej wychodzi sala kilkuosobowa w hostelu, dużo drożej zapłacimy za dwuosobowy pokój. Warto rezerwować z wyprzedzeniem, w lutym, w większości domków był szyld brak wolnych miejsc. 
Alternatywą może być nocleg w pobliskiej Rocha, do której kursują często autobusy, a ceny noclegów są niższe. Jednak nocny klimat Cabo Polonio jest warty każdej sumy urugwajskich monet. 



WYŻYWIENIE!

W Cabo Polonio jest kilka restauracji, gdzie zjemy obiad czy kolację, ceny zbliżone do reszty kraju. Śniadania oferują niektóre hostele, w prawie każdym jest aneks kuchenny, więc warto zabrać coś ze sobą, nie ma sklepu spożywczego w wiosce. 


KIEDY?!

Najlepiej w szczycie, od stycznia, który uważany jest za najcieplejszy miesiąc do marca. Najchłodniejszym miesiącem jest czerwiec, temperatura osiąga zaledwie 10 stopni, w kwietniu i maju odnotowuje się największe opady deszczu. 

CZY WARTO?!

Chyba nie macie wątpliwości! Taaaaaaak! Spójrzcie tylko na te zdjęcia!
















MM.

5 komentarzy:

  1. Ten wpis ma tyle pięknych zdjęć... Jestem pod wrażeniem. Założe się, że nie dla każdego sa piękne, bo ludzie teraz lubia wszystko idealne, ładne z wyglądu, coś co zachwyca.
    Podróże mają to do siebie, że prostota i z pozoru nie zbyt ładne miejsce potrafi skraść nasze serce na zawsze. Blogów tego typu jest zdecydowanie za mało.
    Pozdrawiam cieplutko, Syll. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piekne zdjecia, widac ze udany wypoczynek;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne zdjęcia :) super ciekawy wpis :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie miejsce dla mnie! Chciałbym przejechać się taką ciężarówką,a na koniec dnia usiąść przy ognisku z gitarą. Maryśki też bym nie odmówił. To musi być czad!
    Zwierzęta morskie mnie fascynują. Cieszę się z miejsc, gdzie żyją wolno, a jednocześnie człowiek może je podglądać. Tak bliskiego spotkania z pingwinem zazdroszczę najbardziej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © MM en el mundo